MARMURY NIEMARMUROWE


         Co zrobisz...? Nic nie zrobisz, a sprzedać trzeba...
        

Nauka rządzi się twardymi prawami i nie ma w niej miejsca na niedopowiedzenia i koloryzowanie, natomiast w handlu... Nooo... Sami wiecie: pożądanym certyfikatem w tej branży jest czarny pas w mydleniu oczu. Ten stan rzeczy nie ominął handlu materiałem skalnym i kamieniarstwa, gdzie pokutuje kilka drobnych kłamstewek stworzonych dla podniesienia rangi produktu. Jedną z takich markowych pozycji w branży kamieniarskiej jest pewna skała metamorficzna - marmur. Wiadomo, że o wiele dostojniejszy wydźwięk ma sytuacja gdy walniemy sobie pomnik z marmuru, a nie na przykład z gruboklastycznego zlepieńca o lepiszczu węglanowym. Już nie wspomnę o sytuacji gdy na rynku nie mamy łatwego dostępu do prawdziwego marmuru. Dziś nie ma z tym problemu, ale w przeszłości było zgoła odmiennie. Dlatego też, niektóre skały które marmurami nie są, zaczęto określać właśnie per "marmur". Takie szachrajstwo przyjęło się nad wyraz dobrze w dawnej Rzeczpospolitej i owo status quo trwa po dziś dzień, a całą sprawę wyjaśnię na przykładzie pewnej skały wydobywanej na Czerwonej Górze na północny wschód od Chęcin.



         Jaki wapień? Panie! To marmur, górnik płakał jak odspajał od calizny...


Przekręt z nazewnictwem wyszedł w sumie z kilku powodów, ale głównym był brak prawdziwych marmurów na terenie dawnej Rzeczpospolitej. Najbliższe miejsca pozyskiwania marmurów znajdowały się na Śląsku, którego obszar podzielony na drobne księstwa stopniowo odłączał się z kręgu polskich księstw dzielnicowych i w latach 1327 - 1336 w większości stał się lennem królestwa Czeskiego (będącego z kolei lennem Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego), przez co tamtejsze złoża stały się po prostu towarem zagranicznym. Dobra z importu to wszak prestiżowa rzecz, ale tu zawsze dochodzi problem dostępności towaru, długiego transportu, cła i innych wyszukanych opłat, które zrobią bankruta z każdego chętnego na pomnik z marmuru. Na szczęście dla wielbicieli splendoru znalazło się kilka niewątpliwie tańszych ersatzów na terenie Królestwa Polskiego. Skały o które nadawały się i rzecz jasna nadal nadają się na imitację marmurów to prawie wyłącznie wapienie z różnych okresów od dewonu po jurę, które zostały dodatkowo zmienione przez procesy hydrotermalne w późniejszych okresach. Ich najważniejszą cechą jest to, że dają poler - po oszlifowaniu błyszczą tak samo jak prawdziwe marmury z Carrary. Wspomniane wcześniej procesy hydrotermalne spowodowały wytrącenie w szczelinach i spękaniach skalnych żył mineralnych - głównie kalcytowych. Owe żyły tworzą chaotyczne, nomen omen marmurkowe wzroki na oszlifowanej powierzchni. Właśnie dlatego łatwo przylgnęło do tych skał określenie "marmur", a odbiorcom materiału prawdopodobnie ciężko było zdementować fakt, że nie są to prawdziwe marmury. Czy to z braku odpowiedniej wiedzy? Czy też z faktu, że w sumie nie najgorszy materiał dodatkowo "nobilitował" się pośród innych skał na rynku, a że reklama dźwignią handlu...? Trudno jednoznacznie orzec.

Południowa część Gór Świętokrzyskich widziana z Góry Zamkowej w Chęcinach. To tu pozyskiwano sporą część skał udających marmury. W centrum kadru widoczna jest niewielka kopka Czerwonej Góry porośnięta lasem iglastym.

 
Marmurami określa się więc wapienie wydobywane kiedyś w rejonie Rowu Krzeszowickiego (np. marmur dębnicki), w rejonie Pienińskiego Pasa Skałkowego (np. marmur lubowelski), ale większość pochodziła z rejonu Gór Świętokrzyskich i określana była per marmury kieleckie czy marmury chęcińskie. Odmiany które posiadały czerwoną barwę miały też dodatkowy atut, bo przypominały jeszcze inną skałę niż marmur, a mianowicie czerwony porfir tak bardzo uwielbiany przez rzymskich cesarzy. Jak kiedyś coś firmowali cesarze rzymscy, to tak jakby dziś kamienne wazy lub płyty nagrobne z marmurów chęcińskich firmował Messi... W dekadę okoliczne kamieniołomy zjadły by hektary gruntów pod dalszą eksploatację. Tak czy owak, jeden "marmur" z tej grupy nieco wyłamuje się z szeregu pod kątem litologicznym i jest nim nie wapień, a zlepieniec zwany zlepieńcem zygmuntowskim, lub po prostu "zygmuntówką", a nawet żartobliwie "salcesonem" (zdjęcia w zupełności wytłumaczą dlaczego). Wydobywano go jeszcze do niedawna w kamieniołomie Jerzmaniec na południowych stokach Czerwonej Góry niedaleko Chęcin. Tej samej Czerwonej Góry w której znajdują się korytarze popularnej, turystycznej jaskini Raj.
 
Widok na powoli zarastający kamieniołom Jerzmaniec.

 
Zresztą historia dewońskich wapieni w których wymyta jest jaskinia Raj i naszego permskiego pseudo-marmuru jest ze sobą ściśle powiązana. Pod koniec permu, góry waryscyjskie zbudowane w tym miejscu właśnie z węglanowych utworów dewonu środkowego (żywet) i górnego (fran), były już mocno zerodowane i stanowiły brzeg cechsztyńskiego morza. Panował wówczas gorący i suchy klimat pustynny i nie istniały tu stałe cieki wodne, ale denudacja postępowała poprzez rzadkie, ale nawalne deszcze powodujące powstawanie okresowych rzek i potoków o dużej sile erozyjnej. Wezbrania wody z łatwością rozmywały zwietrzałe skały, niszczone przez dużą amplitudę temperatur. Sytuację można porównać do obecnych obszarów gdzie znajdują się suche doliny typu wadi. Przy czym okresowe cieki wodne w naszym przypadku uchodziły prosto do morza i tworzyły przy brzegu spore stożki napływowe. Materiał skalny budujący stożki uległ diagenezie właśnie w nasz zlepieniec zygmuntowski i następnie został zagrzebany pod młodszymi osadami, tak jak pozostała cześć zerodowanych gór waryscyjskich. Podczas orogenezy alpejskiej górotwór waryscyjski został wydźwignięty ponownie tworząc Góry Świętokrzyskie, a postępująca erozja wyeksponowała zlepieńce zygmuntowskie na powierzchni. Oczywiście nie tylko na Czerwonej Górze, bo utwory permu odsłaniają się w kilku innych miejscach, głównie w Paśmie Bolechowickim. Wiek zlepieńców wydatowano na podstawie pozycji stratygraficznej i na podstawie znalezionej nielicznej fauny ramienionogów.

Początek...Cechsztyńskie morze to kapryśny twór... To się cofa to ponownie transgresja morska zalewa tereny Polski i przy tym paruje na potęgę. Tymczasem skraj górotworu świętokrzyskiego zbudowany głównie z wapieni oraz w mniejszej części dolomitów dewońskich powoli ulega erozji.

 
Materiał skalny osadzany był warstwami w postaci rosnących stożków napływowych. Powstał w ten sposób kompleks zlepieńców o miąższości ok. 20 metrów leżący niezgodnie na starszych wapieniach dewonu.

 

 
Zlepieńce składają się głównie ze słabo wysortowanego, jak i również źle obtoczonego, ostrokrawędzistego materiału, co wynikało bezpośrednio z krótkiego transportu do miejsca deponowania. W skład klastów wchodzą skały pochodzące bezpośrednio z podłoża zlepieńców, czyli w przeważającej ilości szare i różowe wapienie dewońskie. Dolomity i czarne wapienie (również dewońskie) zdarzają się sporadycznie. Wszystko tkwi w mikrytowym, z rzadka sparytowym (a dokładnie neosparytowym) spoiwie z domieszką minerałów ilastych oraz związków żelaza. Dobrze było by przybliżyć charakter pierwszych dwóch spoiw:

  • Mikryt - zwany też pelitem. Składa się z drobnych, niewidocznych makroskopowo kryształów węglanu wapnia wykrystalizowanego w formie kalcytu. W zasadzie można by tu użyć pojęcia "klacyt mikrokrystaliczny". Jest najczęściej występującym spoiwem węglanowym. Tworzy się najczęściej przez strącanie chemiczne lub biochemiczne. Mikrytowy muł wapienny odkładający się na szelfie może też diagenezować w jednolitą masę skalną - wapienie mikrytowe.
  • Sparyt - To kolejny rodzaj spoiwa węglanowego w którym kryształy kalcytu są już widoczne makroskopowo i mogą osiągać rozmiary kilku milimetrów. Skały o spoiwie sparytowym wykazują refleksy świetlne od licznych kryształów na nieskorodowanej powierzchni. Sparyt powstaje czasem przez rekrystalizację mikrytu. Zwany jest wówczas neosparytem.
Wspomniane związki żelaza nadają tej skale czerwoną barwę, charakterystyczną dla osadów permu które tworzyły się często w pustynnym klimacie, który sprzyja utlenianiu żelaza z minerałów wchodzących w skład wietrzejących skał. Liczne są również wspomniane wcześniej żyły kalcytowe, miejscami zabarwione na czerwono również przez związki żelaza. Zdarzają się również inne minerały takie jak galena (siarczek ołowiu) i baryt (siarczan baru).

Tak mniej więcej wygląda jeszcze nie skorodowana powierzchnia zlepieńca zygmuntowskiego. Na prawo od młotka widać ślad świdra.

 
To natomiast nieco bardziej zniszczona powierzchnia skały. Już chyba wszystko jasne o co chodzi z tym "salcesonem".

 
Jedna z wielu kalcytowych żył.

 
Jest i kolejna piękna żyła.

 
Geoda wypełniona kryształami kalcytu.

 
Kolejną ciekawą rzeczą którą można zobaczyć w kamieniołomie są zjawiska krasowe. W północnej części odkrywki dostrzec można nisze i zagłębienia wypełnione czerwoną glinką typu terra rossa powstałą z wietrzenia skał węglanowych, a składająca się z nierozpuszczalnych tlenków i wodorotlenków żelaza i częściowo wodorotlenków glinu. Pustki są dawnymi lejami i studniami krasowymi rozwiniętymi na dawnych spękaniach skalnych. Zlepieńce znane np. z fliszu karpackiego nie są skałą ulegającą krasowieniu ze względu na skład, ale w tym wypadku zarówno klasty jak i lepiszcze to prawie same węglany i skała zachowuje się w tym wypadku niemal tak samo jak wapienie.  Jest to świetny przykład na to jak bardzo skały klastyczne mogą się różnić między sobą. W innych częściach Czerwonej Góry poza kamieniołomem, skartowano jaskinie i schroniska skalne wymyte w permskich zlepieńcach, najdłuższą jest Jaskinia na Czerwonej Górze o długości 35 metrów. Oprócz tego znana jest jeszcze Studnia Gwarków i Schronisko Zygmunta. Oba obiekty mają długość 6,5 metra.

Północna część kamieniołomu w której znajdziemy zjawiska krasowe w zlepieńcach.

 
Największa pustka krasowa widoczna w kamieniołomie.

 
Glinka typu terra rossa wypełniająca pustki krasowe.

 
          Skałą z historią pisaną przez wieki...


Wydobycie zlepieńca zygmuntowskiego ma długą historię sięgającą XVI wieku, kiedy to pozyskiwano tu z niezbyt dużą wydajnością rudy ołowiu (chodzi o galenę z żył hydrotermalnych), ale rychło przestawiono się na pozyskiwanie kamienia dekoracyjnego o dobrej bloczności. Znana jest ilustracja z 1602 roku przedstawiająca tenże kamieniołom, a na Kielecczyźnie można znaleźć XVI wieczne elementy wystroju kościołów wykonane z tego materiału. Wydobycie trwało dość długo, bo aż do 1993 roku, a urobek przetwarzano głównie w zakładach kamieniarskich w Chęcinach i Kielcach. Obecnie kamieniołom jest stopniowo pochłaniany przez roślinność.
 
Ślady świdrów górniczych. Eksploatując materiał skalny w ten sposób można było odspajać spore i jednolite bloki skalne.

 
No ale cały ten skalny salceson zyskał taką, a nie inną nazwę przez jeden bardzo znany pomnik, bo nazwa zygmuntówka wręcz naturalnie nasuwa skojarzenia z pewnym królem będącym Jagiellonem po kądzieli... Tą postacią jest rzecz jasna Zygmunt III Waza. Panujący przez 45 lat Zygmunt nie był najlepszym królem, a nie najlepsi królowie z całą pewnością potrzebują najlepszej propagandy... Śmiały plan opiewał na postawienie kamiennej kolumny w Warszawie, która miała by być symbolem gloryfikującym króla i przy okazji całą dynastię. Można by sobie pomyśleć, że kolumna jak kolumna - pomnik jak każdy inny. Tylko że w połowie XVII wieku taka forma pomników przeznaczona była dla czczenia świętych, a ostatnie tego typu pomniki świeckie stawiali sobie cesarze rzymscy. W ostateczności zdecydowano się właśnie na jeden z marmurów chęcińskich, prosto od polskiego producenta, a nie jakąś tam drożyznę sprowadzaną od niemiaszki z cesarstwa. Odspojone bloki trafiły do Warszawy głównie drogą wodną w roku 1643, a 24 listopada 1644 roku przed zamkiem królewskim stanęła rosła kolumna już z fundacji Władysława IV Wazy, całe 11 lat po śmierci Zygmunta III. Nie obyło się oczywiście bez problemów, bo trzeba było wyburzyć zabudowania klasztoru bernardynek dla stworzenia większego placu dla lepszej ekspozycji kolumny, a nuncjusza papieskiego Mario Filonardiego na jakiś czas wsadzono do więzienia dla świętego spokoju. Pomogło... Kolumna z czasem niestety zwietrzała do tego stopnia, że konieczna była jej rozbiórka. W latach 1885–1889 przeprowadzono przebudowę i trzon kolumny ze zlepieńca zygmuntowskiego, zastąpiono trzonem granitowym. Stary trzon zachował się do naszych czasów i można go oglądać przy południowej ścianie Zamku Królewskiego.

Oryginalny trzon Kolumny Zygmunta wykonany ze zlepieńca zygmuntowskiego. Na tabliczce figuruje oczywiście określenie skały per "marmur", a nie per "zlepieniec". (fot. Krzysztof Dudzik; licencja CC).

 
Obecna kolumna jest obecnie w swoim trzecim wcieleniu , bo po XIX-wiecznej przebudowie została zniszczona w 1944 roku podczas Powstania Warszawskiego kiedy kolumna oberwała pociskiem wystrzelonym z czołgu. Oryginalny brązowy posąg króla z XVII wieku, jakimś cudem ocalał z niewielkimi uszkodzeniami, a nową kolumnę wykonaną z granitu strzegomskiego odsłonięto w 1949 roku przy okazji otwarcia trasy W-Z. W związku z budową tunelu tejże trasy, trzeba było też przesunąć kolumnę o kilka metrów na północ w stosunku do pierwotnego położenia. Zygmuntówka znalazła oczywiście zastosowanie w wielu innych miejscach lecz w związku z kilkoma mankamentami nie stosuje się tej skały na zewnątrz (ponieważ z czasem traci poler), a także nie powinna stać się materiałem na posadzkę (bo jednak się ściera). Pomimo tej ostatniej cechy, to znalazłem zlepieńce zygmuntowskie w kilku miejscach właśnie jako element posadzkowy, nawet w jadalni Bacówki nad Wierchomlą i myślę, że każdy czytelnik tego wpisu spotkał się i zapewne spotka się jeszcze z wykorzystaniem tej skały w budownictwie.

Komentarze

  1. Jasne ze ze i raz się z "salcesonem"spotykam, głównie zresztą w kościołach na tablicach epitafijnych.
    A swoją drogą popełnij jeszcze kiedyś tekst o innym naszym rodzimym "czarnym marmurze".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teksty opisujące interesujące materiały skalne i ich zastosowanie w architekturze i sztuce są ciekawe i z pewnością będę to kontynuował, a do marmuru dębnickiego pewnie kiedyś dojdę bo ciekawe rzeczy z niego wykonano. Powiem nawet, że aktualnie piszę na podobny temat, tylko odnośnie innej skały z rejonu woj. świętokrzyskiego, tylko że ta cholerna doba ma tylko 24 h i czasem ciężko upchać pisanie pomiędzy innymi sprawami. Czasem mimo wszystko nie mam weny... Co prawa część informacji musi mieć formę encyklopedyczną, a do tego specjalnej weny nie trzeba, ale pisanie całości w tym stylu zdecydowanie nie wchodzi w grę.

      Usuń
  2. Dlaczego zakończono wydobycie? Tam przecież jest bardzo ładny kamień.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

KAMIENIE PIORUNOWE

PLEJSTOCEŃSKA ZEBERKA

ZAGLĄDAJĄC DO SOLIERY