WALENTYNA PRZY GARACH
Przedsłowie... W iosna 1963 roku, Kazachska SRR. Poranek w kantynie na kosmodromie Bajkonur. W hangarach, pucują się na wysoki połysk dwa Wostoki, a przed nosem skacowanego Walerija Bykowskiego ląduje micha papkowatego żarcia, wyglądająca jak ekskrementy wieloryba i szklanka wódki. Walerij: Szto eto? Znowu glony? Walentyna nie osłabiaj mnie... Kobieto miej litość. Walentyna: Nie marudź Walerii. No otwórz buzie! Leci samolot, leci... Walerij: Soliłaś? Walentyna: Łyżeczkę. Walerij: To mało! Żeby ten gnój był jadalny, trzeba minimum dwóch, trzech i to kopiastych. Walentna: Wczoraj ci smakowało! Walerij: Wczoraj jeszcze grałem twardziela. Dzwoń do Tylicza by zarzucili projekt. Walentyna: To po co tyle gotowałam? Walerij: Pieprzone glony! Dzwoń lepiej do tego Tylicza! Gdzie ta wódka? ...