Przedsłowie...
Rok 798... Krajobraz po bitwie nad Święcianą. Do domów wracają dzielne, muskularne obdoryckie karki. Na uboczu, przed chałupą, pod wielkim dębem z konarami grubymi jak uda zapaśniczki z NRD, przysiadł woj umęczony dźwiganiem rynsztunku. Cisnął szyszak o grunt, zerknął na swoje zdarte zelówki i chwyciwszy zawisły u szyi wrzecionowaty amulet wyrzekł przez gąszcz wąsów:
"Perunie chwała za przychylność w boju! Wiem że książę Drożko to jary gość, ale jeszcze jedna taka bitwa i pierdolę... Wyjeżdżam w Bieszczady".
Gdzieś w oddali zagrzmiało... Na kudłatej mordzie woja zarysował się grymas, w którym można było dopatrywać się czegoś na kształt uśmiechu. Amulet na szyi o którym wspomniano będzie tematem przewodnim dzisiejszego odcinka, sedno i związek z geologią wyjdzie w praniu. Więc zaparzcie kawę, odkapslujcie stouta, czy tam cokolwiek innego z alkaloidami lub bez...
Śródsłowie...
Zejdziemy dziś pod Twarde Dno (granica "K-T" kreda-trzeciorząd) - mistyczną granicę przełomu er, kończąca relatywnie sielski i pełen życia mezozoik i wprowadzająca w następstwie tymczasowe, ubóstwo makrofauny w początku kenozoiku. W kredowych morzach występowało spore bogactwo min. głowonogów. No ale jak to w życiu bywa, wszystko poszło psu na budę. Jedno jebudu i setki gatunków poszło w piach, w zasadzie to 3/4 kredowej fauny znikło zostawiając po sobie puste nisze ekologiczne. Przy czym i tak katastrofa nie zmiotła aż tylu gatunków, co znacznie większa apokalipsa z końca permu.
Granica K-T leży w aerale beskidzkim przeważnie dość głęboko, zagrzebana skutecznie pod młodszymi stosami skał Paleogenu i Neogenu. Ale od czego mamy okna tektoniczne? Mało tego, jedno okno, leżące tuż za miedzą Sądecczyzny: tzw. strefa żegocińska, sięga aż po aż po kredę dolną, do zagmatwanie ułożonych skał warstw grodziskich. Utwory kredy to szansa na faunę sprzed wielkiego wymierania, więc nie ma się co zastanawiać. Perun z nami! Jedziemy...
|
Zimo drżyj! Anihilator zasp czuwa w Laskowej... |
Kamieniołom w Żegocinie położony jest na prawym brzegu potoku Sanka. U podnóża północnego stoku Łopuszy Zachodnich, na samym kancie Beskidu Wyspowego. Od lat 30-stych XX w. łamano tu piaskowiec, tworząc po eksploatacji urokliwy skalny amfiteatr, z pięknym przeglądem kredowego fliszu. Na samej górze leżą warstwy najmłodsze (Łohohoho! Młodziutkie - dolny apt, czyli zaledwie ok. 125 mln lat temu), a strefa położona przy potoku wyceniona została na hoteryw (129,4 - 132,9 mln lat temu). Z wypadkowej, przy braku luk stratygraficznych wynika, że środek przekładańca to nic innego jak barrem (125 -129,4 mln lat temu). W zasadzie we wszystkich warstwach znajduje się makrofauna kredowa, ale szukając w górnych warstwach margli, piaskowców i łupków, trzeba być nawet nie tyle co cierpliwym, jak po prostu niezłym szczęściarzem. Rzekłbym nawet, że prędzej z krzaków wyskoczy Angelina Jolly ubrana tylko w koronki z Bobowej, niż odkuję ze skały kawałek skamieniałości ze spągu jakiejś ławicy.
Natomiast przy potoku, w chaotycznych warstwach zlepieńców z hoterywu mamy prawdziwe eldorado paleontologiczne. Coś co we fliszu się raczej nie zdarza. Wspomniany kompleks to chaotycznie ułożone warstwy o cechach spływu podmorskiego. Składają się z serii mułowców i zlepieńców. Czasami w zlepieńcach można znaleźć klasty wspomnianych wcześniej mułowców. Mułowce wykazują laminacje, ale w zlepieńcach tego już nie uświadczymy i widać tu chaos w sedymentacji, tak jakby pan Radziu z budowy zrzucił gruchę betonu z nadmiarem żwiru i poszedł chlać do kumpli bez wyrównywania wylewki. Cóż... Z uśmiechem szaleńca przystępuję do dokumentacji...
|
Łom wita. Areał jest schludnie urządzony dla turystów
ze stosowną informacją o geologicznych kuriozach tej lokalizacji. |
|
Seria łupkowa w drobnorytmicznym fliszu w środkowej części łomu. |
|
W zlepieńcach można znaleźć grudki węgla kamiennego.
Tak, dokładnie tak wyceniono je na karbon i są to odłamki
o tej samej proweniencji co węgle kamienne z Wyżyny Śląskiej. |
|
Oto i najbardziej cenny fragment skał - dolnokredowe zlepieńce. |
Pora przedstawić moim skromnym zdaniem najciekawsze fosylia z tego miejsca - belemnity (
Belemnitida), a konkretniej ich rostra. Czyli stożkowate, kalcytowe endoszkielety tych "paleokalmarów". Dalsze części endoszkieletu - stożkowata muszla wewnętrzna tkwiąca w zagłębieniu na końcu rostrum - alveoli, tzw. fragmokon i odchodząca od niej płytka, tzw. proostrakum. nie były znajdywane w tych warstwach (w ogóle to w innych skałach tego świata rzadko się to znajduje). Jednakże ilość samych rostrów jest zaskakująco duża. Z resztą jak na skamieniałości we fliszu to wręcz rewelacyjna.
Belemnity były znakomitymi pływakami i oprócz charakterystycznej formy endoszkieletu różniły się od dzisiejszych kalmarów jeszcze jednym szczegółem - ich ramiona były równej długości i wyposażone były w haczyki, a nie przyssawki. Jednak z obecnie żyjących organizmów najbliższe ewolucyjnie są im nie kalmary, a mątwy u których przetrwał szczątkowy endoszkielet w formie płytki grzbietowej (podobnej do proostrakum).
|
Tak pokrótce wygląda schemat endoszkieletu belemnita. |
Ciekaw jestem jeszcze jak wyglądała sprawa behawioryzmu u
Belemnitida. Otóż wszystkie
Cephalopoda do których należały belemnity, są wyjątkową gromadą mięczaków. Oprócz dobrze wykształconych oczu z soczewką o zmiennej ogniskowej (i to konwergentne wykształconych z ektodermy, a nie endodermy), to ich cechą szczególną jest scentralizowany i dość dobrze wykształcony układ nerwowy. Centralny zwój który śmiało można już nazwać mózgiem. Daje im już takie możliwości jak zdolność zapamiętywania, wykorzystywania narzędzi, czy też wykazywanie tzw. odruchu omijania. Jeśli napotkają przeźroczystą przeszkodę, to nie prą do przodu niczym welonka szarżująca donikąd przez akwarium, tylko starają się ją ominąć, przy czym znam ludzi który tego nie potrafią (po pijaku oczywiście). Tak czy owak inteligencja
Cephalopoda porównywana jest z takimi zwierzakami jak psy czy koty. Nieźle jak na bezkręgowce.
Belemnity, tak jak wspomniane amonity spotkał smutny koniec podczas wymierania kredowego i dołączyły wraz z dinozaurami do listy gatunków wymarłych. Niemniej część badaczy twierdzi, że belemnity
były prawdziwymi rambo wśród mięczaków i przetrwały wymieranie kredowe, a wyginęły dopiero ok. 30 mln lat po tym wydarzeniu, w połowie paleogenu, a dokładniej pod koniec eocenu. Jednak bardziej powszechna jest opcja, że były to gatunki pokrewne z nadrzędu
Belemnoidea, a nie stricte
Belemnitida.
|
Jedno z wielu rostrów. |
|
Bardzo wielu rostrów. |
|
Niekiedy rostra bardzo ciężko wypatrzyć z uwagi na barwę. |
|
Ale morfologicznie znacznie wyróżniają się od masy skalnej. |
Drugim rzutem na taśmę lecą amonity. Nie podchodził bym nawet na
krok, do tematu identyfikacji okazów podłóg poszczególnych gatunków, ale
w publikacjach odnośnie strefy żegocińskiej zakonotowano o takich
rodzajach jak Hoplites sp., Haploceras sp. i Aptychus sp. Muszle jak są to są źle zachowane, natomiast dobrze sfosylizowały się charakterystyczne pokrywki muszli - aptychy. W niekorzystnych
momentach, amonit wydawszy rozkaz "do bunkra", zamykał otwór muszli i
ufortyfikowanemu w ten sposób głowonogowi, nie straszne już były
drobniejsze drapieżniki (dla większych to i sama muszla nie byłą
problemem). Wydobycie odcisku muszli amonita w kamieniołomie jest
wyjątkowo trudne, ale nie niemożliwe. Natomiast tak jak wspomniałem, aptychy zdarzają się
częściej. Tak jak w przypadku belemnitów, twierdzi się, że amonity też przeżyły wymieranie kredowe. Znane są skamieniałości amonitów z danu - pierwszego wieku paleogenu. Część badaczy, w ogóle nie koreluje bezpośrednio wyginięcia amonitów z wymierania kredowym, bo w niektórych rejonach globu wyginęły dużo przed katastrofą przez zmiany klimatyczne.
|
Wrota do domku amonita - aptycha. |
W zlepieńcach znalazłem jeszcze jedną skamielinę - fragment mszywiołu. Te kolonijne zwierzęta, żyjące także współcześnie, mają podobny, osiadły tryb życia do ukwiałów. Posiadają zwapniałą skorupkę będącą bazą dla kolonii. Są to dość powszechne skamieniałości występujące w skałach osadowych, aż od ordowiku, a polską nazwę zawdzięczają temu, że nie raz porastają podmorskie skały niczym darnie mchu.
|
Niczym tarka do sera, ten porowaty, biały kamyczek to fosylium mszywiołu. |
Posłowie...
Wracając do amuletu z anegdoty na wstępie. W mistycyzmie pogańskim rostra belemnitów miały przypisaną dość szczególną rolę. Oczywistym jest, że w średniowieczu odnajdywane skamieniałości nie były rozpoznawane jako pozostałość po głowonogach. Słowianie widzieli w tym nic innego, jak tylko końcówkę pioruna zastygłą w gruncie. Perun - jako że to chłop rzutki, lubił sobie ponapierdzielać ze swego boskiego elektro - łuku w ziemię, a że miał chyba jakieś przebicia na instalacji, to ładował gęsto i na oślep po całej ziemi. Co by nie powiedzieć, to pradziadowie nie do końca się mylili, bo faktycznie po uderzeniu pioruna często pozostaje w ziemi stopione szkliwo - tzw. fulguryt. Jednak bardziej przypomina on korzeń lub powykrzywianą pietruchę niż grot strzały. Rostra są także znajdywane na niżu, ale pochodzą z redepozycji i zostały wypreparowane przez erozję mezozoicznych porwaków lodowcowych, przeważnie ze skał z obszaru dzisiejszego Bałtyku.
Tak czy owak znalezienie takiego "grotu" było szczęściem niepojętym. Boski twór przecież musiał mieć choćby szczyptę boskiej mocy. Postawienie takiego rostrum pod dachem dawało ochronę przed piorunem (a jak walnęło w chatę to się najwidoczniej właścicielowi należało). Robiono z rostrów także amulety mające sprowadzać pomyślność na właściciela. Nie mała jest także rola rostrów w medycynie. Pocieranie chorego miejsca całym lub sproszkowanym rostrum miało uśmierzać ból (niech się morfina i tramadol schowa!), włożenie rostrum rodzącej kobiecie pod kolana, też rzekomo miało ulżyć mękom. To też niezrównany środek na choroby oczu i weterynaryjne vademecum na problemy w oborze. Krowie niedającej mleka, wystarczyło potrzeć wymiona takim kamieniem i sprawa załatwiona.
Mając do dyspozycji sporo przytaszczonych kawałków zlepieńca. Postanowiłem, że też nie poskąpię sobie rekwizytu pełnego "The Force"... W końcu każdy szanujący się Jedi chciałby go mieć. Zatem do dzieła! Czas najwyższy przeglądnąć zbiory i popełnić kreację jakiegoś amuletu, a okazało się, że mam teraz w galeryjce nie tylko rostra...
|
Odcisk. Najprawdopodobniej muszli amonita. |
Zabrałem się za preparację słabo widocznego fragmentu rostrum. Zlepieniec wykazuje pewna higroskopijność i po namoczeniu w wodzie lepiej poddaje się dłutku. Mimo wszystko niepewna to robota i nie mam 100% pewności, że coś się nie ukruszy. No i ukruszyło się... Co prawda nie rostrum, ale spory fragment zlepieńca odpadł odsłaniając niespodziankę. Tuż obok rostrum ukazała się aptycha amonita. Preparację przerwałem bo obydwie skamieliny są zbyt blisko siebie... Poza tym i tak kompozycja już wygląda dobrze w takiej formie.
|
Twarde rzeczy zostały po mięczakach. Rostrum belemnita + aptycha amonita. |
|
Trafiło się też rostrum w ławicy piaskowca ciut młodszego niż zlepieńce.
Niestety, ale Angeliny Jolly w koronkach nie było. |
W pozostałych blokach mułowca też dało się wypreparować kilka rostrów należących do gatunku
Neohibolites minimus. Ciężko znaleźć rostrum nietknięte, przeważnie są popękane i jeśli są preparowane z powierzchni, to prawie zawsze są niekompletne. Jedno z ładniej zachowanych rostrów udało się skutecznie wypreparować. Po krótkiej kąpieli w HCL i zalakierowaniu przerobiłem rostrum na perunowy wisiorek przy użyciu kleju, sznurka, nitki i nylonowej struny gitarowej.
|
Ścianę można uznać za odgromioną... |
To by było na tyle w temacie belemnitów z Beskidów. Artykuł dedykuje śp. ośmiornicy o imieniu Paul za wybitną prekognicję przy typowaniu wyników Euro 2008 i Mundiali 2010 oraz wszystkim pozostałym
Cephalopoda z tego świata. May the force be with you...
Gdzieś kiedyś czytałem że wielkość ciała belemnita (nie licząc macek) to mniej/więcej trzykrotność długości rostrum. Bogatym źródłem rostrów belemnitów jest najwyższy poziom wydobywczy kamieniołomu ryodacytu w Zalasie koło Krzeszowic. Kiedyś znalazłem niekompletne rostrum w piaskach wodnolodowcowych.
OdpowiedzUsuń