Posty

MIGMATYZACJA...

Obraz
Wielkie koło czasu... Co jakiś czas szczęki Uroborosa, zaciskają się na kolejnym kąsku ogona. I najwyraźniej kolejną porcją w jego paszczy stało się to miejsce w intrenecie. Publicystyka geologiczna jest dla mnie pasjonującym hobby, ale w konfrontacji z wolnym czasem staje ono nie "aż hobby", a raczej "tylko hobby". Niestety, ale w związku z tym jestem, może nie tyle zmuszony, co raczej przekonany o zawieszeniu tutejszej działalności. Zawieszeniu, a nie zamknięciu. Bo tak jak Uroboros pożera swój ogon, tak za jego zębatym czerepem pojawia się coś nowego.  Mam nadzieję, że kiedyś znów będę mógł postukać na klawiaturze i opisać jakieś ciekawe miejsce. Jakieś pomysły przemykają już przez głowę, ale tak jak wspomniałem. Konfrontacja hobby z wolnym czasem, póki co zepchnęła hobby do parteru. Jeśli już coś nowego powstanie, to będzie to redagowane w innej formie. Jakiej? Czas pokaże...   Zmiany, zmiany. Ten niewielki kawałek skały, to kartka z wielkiej księgi przemian

PLEJSTOCEŃSKA ZEBERKA

Obraz
         Nie tylko mamuty, lodowce czy szyszunie...   Stereotypy utworzone przez kino, bajki, a także kiepską publicystykę, kreują plejstocen jako czas gdzie wszystko było wiecznie skute lodem. Tam gdzie lodu nie było żył gromadnie dziki i nade wszystko wielki zwierz, tak kudłaty jak to tylko możliwe i obowiązkowo w kły uzbrojony, a po gałęziach nielicznych lasów hasały wiewiórki szablastozębne i generalnie wszystko w reżyserskiej fantazji musiało być szablastozębne, bo inaczej wiało by nudą. Dla jeszcze większej rozrywki w niektórych dziełach nie zawahano się by w fabułę wpleść dinozaury i choć wiadomo, że mamy tu do czynienia z filmowymi mistyfikacjami, to jednak o prawdziwym obliczu plejstocenu słyszy się mniej. Znacznie, znacznie mniej...  W rzeczywistości plejstocen był okresem bez wątpienia bardzo dynamicznym, a zmienność tamtejszego klimatu, czy zmiany w morfologii terenu, będące konsekwencją owych zmian klimatycznych są naprawdę intrygujące i nie chodzi tu tylko o mechani

KARPACKA KUCHENKA GAZOWA

Obraz
          Czajnik z gwizdkiem świruje na gazie, myślał by kto że rodem z fliszu... Być może znajdą się tacy czytelnicy, co używali onegdaj blaszanych kuchenek benzynowych "Prymus" importowanych do Polski z terenów położonych gdzieś tam hen za Bugiem. Był to fajny jak na tamte czasy szpej, bo szybkie zagotowanie wody podczas górskiej wędrówki było naprawdę cenne. Niestety sam zestaw swoje ważył i jak później wyniosłem z autopsji, nie był to jednak gadżet "gniotsja nie łamiotsja". Pewnego razu gdy gotowałem sobie kolację w Górach Marmaroskich u podnóża Pietrosula Budyjowskiego, doszło do zdarzenia nieporządnego czyli rozszczelnienia instalacji. W efekcie kuchenka hajcowała się nieco mocniej niż zwykle, zwęglając nadzwyczaj dokładnie całą kaszę i osmalając garnek... Cóż, bywa i tak. Można by sprawę załatwić bezpieczniej, gdybym tylko gotował na gazie. I to na takim gazie nie płynącym z kartusza, tylko bezpośrednio z gruntu. Poprzednie zdanie nie jest bynajmniej

ŚPIESZMY SIĘ KOCHAĆ GÓRY, TAK SZYBKO ODCHODZĄ

Obraz
         Góry są dla nas wieczne... A może niekoniecznie? Z ludzkiej perspektywy góry to struktury ponadczasowe, dzielnie opierające się zębowi czasu niczym Maryla na estradzie. Od czasu do czasu, ten ząb bywa jednak nieco ostrzejszy jeśli góra jest np. wulkanem i ma w zwyczaju wybuchać eksplozywnie. Bywa i tak, że w skutek ruchów masowych pół góry może znienacka zjechać w dolinę. Jednak standardowa denudacja w klimacie umiarkowanym, nie wydaje się być żwawym procesem. Patrząc na potok mozolnie ryjący koryto w jakiejś beskidzkiej paryji, doznamy poruszających emocji jak przy koszeniu trawy i wszystko poza nurtem wody na bystrzach zdaje się być niezmiernie statyczne. Map nie trzeba przecież aktualizować pod kątem przebiegu całych pasm górskich, bo jak w dzieciństwie jeździliśmy w Beskidy, to później podczas wycieczki koła emerytów (jestem optymistą) będziemy mogli zobaczyć na nowo wydanej mapie taki sam układ dolin, dno potoku raczej nie będzie 100 metrów niżej, a szczyt nad dolin